Dziś był ten dzień, w którym Anna Lewandowska otrzymała wypis ze szpitala. Mimo wszystko nie pałała dużą euforią, gdyż nie mogła samodzielnie się poruszać. Każdego dnia nie mogła sobie wybaczyć tego, że przez swoją lekkomyślność porusza się teraz na wózku inwalidzkim. I dokładnie od czasu tego feralnego zdarzenia Diana nie odzywała się do niej ani słowem. Nie przyszła jej nawet odwiedzić.
-Gotowa?- zapytał Robert przyprowadzajac dwukołowy pojazd
-Tak, jasne- rzuciła beznamiętnie Ania
Dojeżdżając do domu obiecała sobie, że nigdy w życiu się nie podda i nie pozwoli aby wypadek ją rozłożył.
Postanowiła uczęszczać regularnie na rehabilitację i dawać z siebie wszystko. Wiedziała, że będzie ciężko ale była upartą osobą i nic nie mogło stanąć jej na drodze. Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek do drzwi, które otworzył Robert gdyż ona nie była w stanie nawet ruszyć się bez wózka.
-To może ja Was zostawię- stwierdził Robert wpuszczając gościa.
-Diana?
-Cześć Aniu- rzuciła nieśmiało dziewczyna
-Dlaczego się nie odzywałaś?
-Myślałam, że jesteś na mnie zła.
-Ja? Na Ciebie? Dlaczego?- zapytała Ania
-Gdybym nie wysłała wtedy tego sms-a nie wpadłoby Ci do głowy, żeby odpisać i nie siedziałabyś teraz na wózku- powiedziała rozpłakana Diana
-Ejj Diana. To tylko i wyłącznie moja wina. Jasne? Ja byłam tak lekkomyślna, żeby pisać sms-y na drodze i to ja ponoszę za to odpowiedzialność ok? Chodź tu- rozkazała Ania wyciągając obie dłonie do przyjaciółki.
-Tęskniłam- stwierdziła Diana przytulając się do brunetki.
***
-Czy Ty to sobie wyobrażasz? Ona tak po prostu tak sobie przychodzi i myśli, że wszystko będzie pięknie, idealnie a my będziemy wspaniałą kochającą się rodziną.- burzyła się Ewa w rozmowie z mężem
-Ewa, wysłuchałaś jej do końca?
-Czego ja tam miałam słuchac? Kobieta porzuciła mnie zaraz po urodzeniu! Jeszcze mam ją słuchać? Może jeszcze zaprosić do domu i upiec pyszne ciasto.! Po moim trupie.
-Ewcia....Spokojnie.Wiem co o tym myślisz.
-Nic nie wiesz! Nie spędziłeś dzieciństwa w domu dziecka i nie wyczekiwałeś przez 13 lat przez okno swojej matki.... Dlaczego mi nie zostawiła żadnej wiadomości, ani razu nie zadzwoniła. Przypomniało jej się po 25 latach?!
-Dobrze, tak wiem. Ale wiem też ile ta mała dziecinka może znaczyć dla każdego rodzica- mówiąc to skinął głową na śpiącą Sarę.
- Ewcia ale nie zawsze jest tak kolorowo, ze można wszystko w życiu mieć.
-Łukasz, co bym bez Ciebie zrobiła? Musisz zawsze mieć rację? Ale zrozum nie jestem gotowa na to, żeby spojrzeć jej w oczy a co dopiero porozmawiać...
-Rozumiem- stwierdził Piszczek przemyślając w głowie plan.
Gdy Ewa oddaliła się by ułożyć Sarę do snu Łukasz postanowił przeszukać telefon żony.
Jest. Numer od nieznajomego numeru informujący o spotkaniu.
Łukasz postanowił Go wykorzystać dlatego też wysyłając sms-a z telefonu Ewy umówił się za 15 minut na rogu Weiberstrasse.
-Ewa wychodzę. Będę za jakąś godzinę- napisał na kartce Piszczu do żony, która nie wróciła jeszcze od Sary.
***
-Mario szybciej! Jeździsz jak żółw!- krzyczała AK w samochodzie której strasznie spieszyło się do Alice która wylądowała w szpitalu.
Gdy dotarli na miejsce od razu skierowała się na ginekologię, gdzie leżała półprzytomna dziewczyna.
-Alice? Jak się czujesz?
-Ann to koniec!
-Co ty mówisz? Co się stało? Straciłaś dziecko?- zapytała przerażona AK
-Ann przepraszam......
-Nie płacz. Ćśśśśś. Wszystko będzie dobrze. poradzimy sobie- rozpłakaną brunetkę starała się pocieszyć Brommel
-Nie! Ja muszę to powiedzieć! Byłaś..Jesteś dla mnie taka dobra, a ja wywinęłam taki numer! Ann żadnego dziecka nie było rozumiesz?!
Ann wpatrywała się w Alice nic nie rozumiejąc co brunetka ma na myśli.
-Mój chłopak zagroził mi, że wyrzuci mnie z domu jeśli tego nie zrobię...
-Co niby miałaś zrobić i jaki chłopak? Przecież mówiłaś, ze jesteś samotna!
-Powoli od początku. Nie byłam w ciąży a ten facet przed którym uratowałaś mnie w parku to był podstęp rozumiesz? On Cię zna, nie mam pojęcia skąd...Kazał mi udawać ciążę, żebym wyłudziła od Was mnóstwo pieniędzy. Rozumiesz? Ale ja tak dłużej nie mogłam! Nie jestem taka! I pobił mnie wczoraj. Ann, wiem co sobie o mnie myślisz, ale błagam wybacz mi.
-Alice, przepraszam. Ja muszę to wszystko przemyśleć, przepraszam- roztargniona AK wybiegła z sali wpadając na Mario, który czytał jakieś ogłoszenia an tablicy szpitalnej.
-Ann? Uważaj...Gdzie tak lecisz..Ann!- krzyczał Mario lecz brunetka już była na zewnątrz odpalając papierosa.
-Daj mi to. Przecież Ty nie palisz!- Goetze wyrwał dziewczynie papierosa wyrzucając Go do kosza.
-Może powinnam.
-Co się stało?- zapytał brunet.
Ann opowiedziała wszystko od A do ZET nie pomijając żadnego szczegółu.
-Zaraz sobie z nią porozmawiam!- rzucił Mario kierując się do szpitala.
-Przestań! Jedźmy po prostu do domu...Proszę- ciągnąc Goetze'go za rękaw Ann udało się zatrzymać chłopaka.
-----------------------------------------
Moje Kochane!
Przepraszam za tak długą nieobecność!
Mimo, iż tak długo mnie nie było wyświetlenia rosły!
Co mnie bardzo cieszy:)
Masakra jakaś z tą weną u mnie była!
Już miałam taki moment, ze chciałam dać sobie spokój z tym blogiem.
Rozdział co prawda nie powala na kolana ale dodałam:)
Pozdrawiam
Luiza:*