niedziela, 30 czerwca 2013

Szatański plan i liścik miłosny

Rozdział z dedykacją dla Kamoncikowej Kali:**

Pani Piszczek z samego rana zaczęła krzątać się po kuchni. Nie mogła ostatnio zasnąć  Śniła się jej znowu matka, która zaraz po urodzeniu Ewy porzuciła ją. Dlaczego ona ciągle mi się śni?- rozmyślała o tym Ewa. Z rozmyslań wyrwał ją odgłos schodzących stóp ze schodów. Państwo Piszczkowie nadal mieli ciche dni, toteż Ewa nie próbowała nawet zacząć rozmowy. Wzięła tylko swój kubek z kawą i usiadła na tarasie, rozmyślając plan swojej słodkiej zemsty na swoim mężu. Nic na niego nie działało. Przestała gotować obiady, przedwczoraj wróciła późno od Josephine- można by rzec troszkę wstawiona, a on nic. Co prawda nie spał jeszcze, tak jakby na nią czekał ,ale jak weszła to nawet się nie odwrócił,więc Ewa lekko się kołysząc poszła od razu wziąć prysznic i nie zważając na to czy Piszczu się martwił czy nie, poszła spać  W tym samym momencie do Ewy zadzwonił telefon.
-Cześć Ewcia
-No proszę, świeżo upieczona pani Lewandowska, co tam?
-Ewuś, jest sprawa. Ta moja niespodzianka się odezwała. Jakoś cholernie mu zależy na tych ciuchach co to u Ciebie zostały. Słuchaj przyjadę do Ciebie, zabiorę je i mu oddam ok?
Chwila, chwila- teraz moja chwila zemsty. Ewie w głowie zapaliła się zielona lampka.
-Aneczko, kochanie ale po co sobie problem będziesz robić, niechże on tu przyjedzie bezpośrednio do mnie!- stwierdziła z szatańskim uśmiechem Ewa.
Dobrze wiedziała jak jej mąż na to zareaguje.
-Naprawdę?Mogłabyś? No normalnie spadłaś mi z nieba Ewuś. Wiesz, nie za bardzo mam czas, bo jutro wylatuję do Polski. Są zawody karate.
-Kochanie, nie ma problemu. Tylko niech przyjedzie wieczorem!
Ewka dobrze wiedziała, ze po południu pszczółki kończą trening i wieczorem Łukasz będzie w domu. Po zakończonej rozmowie, rozłożyła się wygodnie na hamaku i rzekła do siebie- Ewo Piszczek, jestem z Ciebie bardzo dumna.
***
Lily Zwick po tygodniowej rehabilitacji stopy doszła do siebie. Była nieziemsko wkurzona na Reusa. Za kogo on się uważał? O nie nie będzie piszczeć na jego widok jak to robią inne dziewczyny- tylko dlatego, ze jest gwiazdką Bundesligi. To nie jest w jej stylu. Zwłaszcza, że przez niego była uziemiona cały tydzień w domu. Ale czuła się już lepiej, więc postanowiła dziś odreagować w klubie. Było już dość późno więc postanowiła wziąć prysznic, ubrać się i jako tako ogarnąć swoje niesforne kosmyki włosów. Jeszcze tylko poprawić makijaż i tak oto Lily ruszyła na podbój dortmundzkich klubów. Wybrała pierwszy lepszy klub po drodze, lecz był to nietrafny wybór. DJ grał bardzo smętną muzykę a na parkiecie tez lipa. Nie zastanawiając się długo panna Zwick powzięła myśl by iść do baru. Zamówiła drinka, posiedziała chwilę lustrując każdego chłopaka ,który koło niej przechodził i już miała iść do domu gdy dosiadła się do niej wysoka blondynka.
-Hej, można się dosiąść?- zapytała dziewczyna.
Lily myśląc, ze dziewczyna jest innej orientacji i niewiedząc co powiedzieć milczała przez chwilę.
Blondynka dostrzegła grymas na twarzy Lily i zaczęła jej wyjaśniać, że z nią wszystko w porządku. Chciała tylko pogadać z kimś, bo straszna tu stypa. Dziewczyny przegadały tak pół nocy. Upijając się jak meserszmity.
-Właściwie to jak Ci na imię?- zapytała zalana Lily.
-Właściwie to Viktoria, Viktoria Eberl
-Ładnie, ja jestem Lily, Lily Zwick
-Viktoria możesz mi wytłumaczyć coś?- zapytała Lily
-No jasne, dawaj
-Mówisz, ze często tu bywasz ale tu strasznie nudno jest, możesz mi wytłumaczyć po co w takim razie tu przychodzisz?
-To bardzo prosta sprawa, widzisz tego chłopaka za barem?- zapytała Viks
-Tego w tej różowym T-shircie?
-No tego, tego. On mi się cholernie podoba.Ale strasznie mnie onieśmiela.
-Uuu złotko, chętnie bym Ci pomogła ale mam dosyć facetów, a już zwłaszcza Niemców...

VIKTORIA:

Strasznie tu nudno w tym klubie. Czy ten facet nie mógł sobie wybrać innej miejscówki? Jest tyle fajnych miejsc w Dortmundzie. No ale dobra, pal licho. Poznałam dziś Lily. Fajnie nam się gadało. Muszę ją poznać z dziewczynami. Powinny się polubić  Pod wpływem % człowiek staje się odważniejszy. Toteż na odchodnym poszłam do WC, wzięłam kawałek papieru toaletowego, długopis miałam w torebce. Napisałam na papierze do tego chłopaka- za bardzo nie pamiętam już co. Wsunęłam „liścik” pod mój drink i zmęczona doczłapałam się do taksówki. Jest 4.00 rano, padam ze zmęczenia i idę spać.
-----------------------------------------
No mordeczki moje- 5 rozdział.
Miał być jutro ale jest dziś:)
Kochani nie zawsze daje radę wszystkich informować, wiec zapraszam na facebooka: https://www.facebook.com/zuziaa.m  Tam na bieżąco będe informować:)
Dziękuje Wam bardzo za wszystkie komentarze, wyświetlenia i obserwacje. Nadal nie mogę uwierzyć, że komuś chce się czytać te wypociny:) A tutaj macie Łukasza- ta mina mnie rozbraja:D
Pozdrawiam
Zuzka

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Zderzenie trzeciego stopnia

Mario nie zamierzał oddawać Kleo. Przez ten krótki czas zdążył się przyzwyczaić do swojego węża. Skąd on mógł wiedzieć, że Ann nie lubi gadów.
-Nie martw się Kleosiu, jakoś ją ubłagamy, żebyś został. Przecież Cię nie oddam- stwierdził Gotze, głaskając węża.
W tym samym momencie drzwi się otworzyły i do domu weszła Ann.
-Nie, no nie wierzę, miało Go tu już nie być!- krzyknęła Ann.
-No przecież Go nie oddam. Jest nieszkodliwy- oznajmił Mario podchodząc z Kleo do dziewczyny.
-Nawet się nie zbliżaj, bo pożałujesz! Kurcze Mario, miał być słodziutki pies a tu co? Jakiś obleśny pyton.
-No, nie przesadzaj już- stwierdził Mario.
Widząc po minie Ann, ze nic nie wskóra oznajmił:
-Dobra, zrobimy tak: pobędzie u nas tydzień. Tak, na próbę, może się przekonasz co? Obiecuję, ze jak coś będzie się działo to go oddam.
-Ale obiecujesz?- zapytała Ann
Gotze podniósł palce jak do przysięgi i oznajmił:
-Obiecuję.

***
Piszczek wracając z treningu otworzył lodówkę, wziął butelkę wody i usiadł przed tv udawając, że nie widzi Ewy.
-Łukasz! Jeszcze Ci nie przeszło? No przecież nie spałam z Nim! Ile razy mam Ci to jeszcze tłumaczyć?
Po kilku minutach milczenia Ewa stwierdziła, ze nic z niego nie wyciągnie więc postanowiła wybrać się do Viktorii.
Vika mieszkała nieopodal Piszczków, toteż Ewcia nie musiała pokonywać zbyt dużego dystansu.
-Ewcia! No co tam u Ciebie? Właśnie miałam dzwonić.
-Viks musimy pogadać- stwierdziła Ewa zamykając za sobą drzwi.
-Uuu kochana,widzę, że tu większe problemos się szykują. Usiądź sobie, zrobię nam kawy.
-Viks, ja już nie wyrabiam! Nie wiem jak mam do Niego dotrzeć! On już 2 dzień się do mnie nie odzywa. Rozumiesz? To do Niego nie podobne! Normalnie paszcza mu się nie zamyka! A tu co? Obraził się na śmierć!
-Ewuś powoli, powoli, bo ja tu nic nie rozumiem...Piszczu się obraził? O co?
Ewa zaczęła wtajemniczać swoja przyjaciółkę w szczegóły jej rzekomej zdrady z panem striptizerem. Gdy skończyła, Vika nie mogła pohamowac śmiechu.
-Co Cię tak cieszy?- zapytała Ewa.
-Nic, nic. Po prostu to jest bardzo zabawna sytuacja.
-Vika!No wiesz co!- stwierdziła Ewa, lecz po chwili nie wytrzymała i też zaniosła się śmiechem.
-Ewix, no nie przejmuj się. Kiedyś mu przecież przejdzie!- stwierdziła Viktoria.
-Tylko kiedy! Viki nie widziałam Go w takim stanie od...od... właściwie to nigdy Go w takim stanie nie widziałam- oznajmiła Piszczek
-Ewa- przyjaciółko ma. Nie poznaję Cie! Gdzie się podziała ta dziewczyna, którą znam? No, Przecież ty się nigdy nie poddajesz. Wierze w Ciebie.
-Masz rację, wszedł na ścieżkę wojenną z Ewą Piszczek. Nie wyjdzie z tego żywy- stwierdziła Ewa, mrużąc oczy.
-No i gitara. Dzielna dziewczynka.- oznajmiła Viktoria głaszcząc przyjaciółkę po głowie.
***
Marco Reus postanowił iść pobiegać ulicami Dortmundu, gdyż w końcu przestał padać deszcz. Włożył słuchawki, założył swoja ulubione bluzę, mimo iż, już nie padało było zimno. Biegł już dobrych 10 minut, gdy zapatrzył się na telebim wyświetlający jakaś reklamę i bach! Zderzenie czołowe.
-Patrz na drogę, idioto!
-Nic Ci się nie stało?- zapytał Reus podając dziewczynie dłoń aby mogła wstać.
-Żyję!Jak widać!- burknęła dziewczyna ignorując wyciągniętą rękę Marco.
-Przepraszam, nie zauważyłem Cię- stwierdził Reus.
-Gdyby głupota miała skrzydła to już byś latał- krzyknęła dziewczyna, powoli się podnosząc, lecz noga odmówiła jej posłuszeństwa i znowu wylądowała na ziemi.
-Nie wygląda to dobrze, musisz iść do lekarza z tym- stwierdził Marco, tym razem nie zastanawiając się złapał dziewczynę i podniósł do góry.
-Auu, ostrożnie! Chcesz mnie do końca połamać!?
Rudowłosa starała się dać krok do przodu i iść stąd jak najdalej ale straciła równowagę i wpadła w ramiona Reusa.
-Dobra, idziemy do lekarza, tu niedaleko jest szpital!- stwierdził Marco.
-Ciekawe jak tam dojdę z ta noga geniuszu!- oznajmiła dziewczyna
-Jak to jak? Zaniosę Cię- stwierdził Marco
-O nie co to to na pewno nie- oburzyła się dziewczyna.
Marco teatralnie wywrócił oczami i wziął dziewczynę na barana.
-Nienawidzę takich sytuacji!- stwierdziła dziewczyna.
-Jak Ci w ogóle na imię?- zapytał Reus
-Lily
-Marco, miło mi
-mi niekoniecznie- odparła Lily
-zołza!- mruknął Marco
-bałwan- odparła Lily.
-----------------------------------
Mordeczki moje:**
Dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze. Bardzo to motywuje do dalszego działania.
Dialogi pisałam grubszą czcionką, żeby lepiej się czytało:)
W zakładce BOHATEROWIE- pojawiła się postać- mianowicie Lily!
Pozdrawiam
Zuzia






sobota, 22 czerwca 2013

Nowy pupil i zdrada?

  • Zdrowie młodej pary!- Tym razem toast wzniósł Wasyl.
Goście weselni bawili się do białego rana po czym wszyscy popadali ze zmęczenia do łóżek. Tylko biedny Szczęsny miał w sobie tyle wigoru, lecz niestety nikt nie miał już siły na podbój parkietu więc zrezygnowany poszedł spać.

----------->TYDZIEŃ PÓŹNIEJ<---------

Łukasz Piszczek zbierał się na trening swoich dortmundzkich pszczółek. Zmuszony był wziąć dziś samochód ewy, gdyż jego był w warsztacie. Otworzył bagażnik i coś szczególnego przykuło jego uwagę. Mianowicie była to męska mucha od garnituru , jakieś szelki i męska biała koszula.Wąchając koszulę czuć się dało męskie perfumy. Stwierdził, że to nie jego. Oglądając po kolei rzeczy z każdej strony rozmyślał dlaczego Ewa schowała to w bagażniku. Nie mając zbyt dużo czasu na rozmyślanie schował z powrotem rzeczy do środka i ruszył na trening.

***
Uradowany Mario wparował do sypialni budząc przy tym Ann.
-Ann, Ann, mamy nasze maleństwo, no zobacz Ann...
-Czy Ty człowieku nie możesz spać, czy co? Po co budzisz mnie w środku nocy? Ja się pytam?
-Jaki środek nocy, jest już 10.00. No weź zobacz dostaliśmy naszego Kleo- stwierdził Mario pokazując zamknięty karton.
-Kleo? Kto Go tak skrzywdził takim imieniem?-zapytała Ann.
-No, właściwie to ja to wymyśliłem. Przecież jest oryginalnie.
-Taa bardzo. Dobra nie machaj mi tu tym pudłem, bo nudności dostanie i będziesz miał niespodziankę w środku.
-No nie jesteś ciekawa co tam jest?- zapytał Mario
-Wolnego, wolnego. Mogę najpierw się ubrać?
Mario teatralnie wywrócił oczami i poszedł do kuchni.
-Dobra jestem już, pokaż to cudeńko.
Ann odebrała od Mario karton, zastanawiając się dlaczego Kleo nie szczeka. Otworzyła pudełko i krzyknęła z wrzaskiem rzucając przy tym kartonem na łózko i wchodząc nogami na sam środek stołu.
-Czy Ciebie człowieku już do końca przygrzało?-zapytała Ann.
-No weź nie przesadzaj, aż taki brzydki nie jest.
-Mario, cholera jasna, wychodzę a jak wrócę ma tu już tego czegoś nie być!
Wyszła trzaskając drzwiami.
***
W drodze powrotnej Piszczu nie mógł się na niczym skupić. W głowie miał tylko obraz z bagażnika żony. Wjeżdżajac na podjazd zauważył, ze w salonie świeci się światło, toteż postanowił porozmawiać z Ewą. Zabrał „rzeczy” z bagażnika i ruszył w kierunku domu.
-O jesteś już- oznajmiła Ewa, dając soczystego buziaka mężowi w policzek.
-Ewcia, musimy pogadać- stwierdził Piszczu.
-Matko Boska, co się stało?. Masz co najmniej taką minę jakbyś się dowiedział o nieuleczalnej chorobie. Łukasz powiedz coś!
-Ewa, czy Ty mnie zdradzasz?- wypalił Łukasz, dziwiąc się, ze tak szybko przeszło mu to przez gardło.
Ewa nie za bardzo rozumiejąc skąd Piszczkowi na myśli wzięły się takie brednie patrzyła na niego jak na idiotę.
-No tak, po co ja się pytam, przecież i tak się nie przyznasz!- krzyknął Piszczu.
Tym razem ewa wybuchnęła śmiechem, nie pojmując co Łukaszowi przyszło do głowy z ta zdradą.
-Ewa, to nie jest śmieszne!
-Tak, wiem wiem. Przepraszam.- odrzekła Ewa tłumiąc śmiech.
Ujęła twarz Łukasza w swoje dłonie.
-Piszczusiu, głupolu Kocham tylko Ciebie. Co Ty sobie wymyśliłeś?- stwierdziła całując załamanego Łukasza w usta.
-Ewka, nie dam się nabrać!. Co to robiło w Twoim bagażniku?- zapytał Piszczu, rzucając na stół rzeczy z bagażnika.
-O rany! Zapomniałam, na śmierć, zapomniałam.
-A jednak! No to świetnie- krzyknął rozwścieczony Łukasz.
-Uspokój się! Chodzisz po tym domu jakby Cie osa użądliła. Siadaj na tym krześle to Ci wytłumaczę wszystko.
Łukasz usiadł na krześle po czym zaczął słuchać.
-No więc? Słucham...
-To było na wieczorze panieńskim Ani- wysłuchując pierwszego zdania Piszczek złapał się za głowę.
-Zamówiłyśmy dla Aneczki striptizera i...
-Boże, Ewa ze striptizerem! Naprawdę??- spytał Piszczek.
-Dasz mi dokończyć?- zapytała Ewa.
Łukasz milczał więc Ewa kontynuowała.
-Dobra, nie będę Ci tłumaczyć co się dzieje na panieńskim, bo na kawalerskim też pewnie szaleliście- spojrzała Ewa pytająco na męża.
Speszony Piszczek nie wydał z siebie ani jednego dźwięku.
-Po prostu po tym wszystkim ubrał się w swoje rzeczy i pojechał do domu a to zostało tu w salonie więc wpakowałam to do bagażnika i miałyśmy z Anką mu to odwieźć. Ale ten ślub, to wszystko...Nie było czasu a ja na śmierć o tym zapomniałam-rzekła Ewa patrząc na Łukasza, który wyglądał jakby zaraz miał eksplodować.
-Po pierwsze co masz na myśli, mówiąc: „Po tym wszystkim”? A po drugie to co on robił w naszym domu?- zapytał Łukasz.
-Łukasz! Do cholery! To już nie jest wcale śmieszne! Co miałam Go na dworze przyjąć? Jak to sobie wyobrażasz? Człowieku! Zrobił striptiz dla Ani i pojechał w długą......I weź tutaj proszę Cie, nie wyjeżdżaj mi tu z takimi tekstami ,bo nie chcesz mi powiedzieć, że spokojnie sobie siedzieliście i piliście piwo na kawalerskim!- zdenerwowana Ewa podniosła głos.
-Tak!Tak właśnie było! Zero atrakcji, zgubiliśmy drogę, przebiła nam się opona i cały kawalerski spędziliśmy w lesie! Zadowolona?- odparł Łukasz i wybrał się na górę spać.
----------------------------------------------------
Ogłoszenie!!!
 Niezależnie od tego czy chłopaki zostają czy odchodzą z Dortmundu to u mnie i tak będziecie mogli o nich czytac:) Nic w twj sprawie nie ulega zmianie:)
A tu łapcie Piszczki ode mnie :)
Zuzia






wtorek, 18 czerwca 2013

"Chyba jednak będziesz musiał zaprzyjaźnić się z panem dzikiem"

Agata właśnie szykowała się do wyjścia, kiedy zatrzymał ją Kuba.
-Tylko nie szalej tam za bardzo-powiedział mrugając do żony zalotnie okiem.
-To samo tyczy się Ciebie- rzekła Agata grożąc mężowi przy tym palcem.
Błaszczykowska wsiadła do auta i ruszyła w stronę domu Piszczków. Drzwi otworzyła jej Ewa.
-O Aguś jesteś już, wejdź-powiedziała pani Piszczek.
-Sama jesteś?-spytała Agata.
-Tak, Łukasz pojechał po Roberta a po Sarę przed chwilą przyszła opiekunka.
-No to chodź coś Ci pokażę-stwierdziła Agata wyjmując mały pakunek-Zobacz co zakupiłam nam na dzisiejszy wieczór Panieński przyszłej Pani Lewandowskiej
Ewa jak zobaczyła co takiego jej koleżanka kupiła na imprezę, ze śmiechu prawie by się zakrztusiła.
-Agatka, chcesz mi powiedzieć, że w tym mamy wystąpić dziś wieczorem??-spytała Ewa.
-No jasne, zobaczysz jaki będzie ubaw- stwierdziła Agata.
Agata wyjęła królicze uszy z torby wpięła je we włosy,narzuciła na siebie swoja hawajską sukienkę, którą zakupiła również dla reszty dziewczyn, podeszła do lustra i zaczęla się przeglądać.
-Ewka, jak wyglądam?
Ewa płacząc ze śmiechu, złapała Agatę za biodra i męskim głosem rzekła:
-Jakbym była facetem, byłabyś już moja...
Dziewczyny wybuchły śmiechem i postanowiły iść szykować przekąski dla reszty lejdis.

***
-No Panowie ruchy, ruchy jest już grubo po 17.00 a Wy jeszcze nie gotowi!!!-stwierdził Piszczu widząc jaki panuje rozgardiasz w domu Roberta.
-Nie stresuj się tak Piszczusiu, złość piękności szkodzi czy jakoś tak...Już gotowi!!!-odrzekł Mario i wszyscy zaczęli się pakować do busa wynajętego przez Kubę.
-Dobra słuchajcie, ruszamy. Myślę,że jakieś 45 minut i będziemy na miejscu-powiedział Kuba.
-Kuba ale znasz drogę co?-spytał się Marco
-Osobiście nigdy tam nie byłem, kumpel mówił,że spoko miejsce na takie imprezy. Ale spokojnie mamy mapę i w razie czego zadzwoni się do niego.
-No to zaczynamy świętowanie!!!!- krzyknął Mats a wszyscy chórem zaczęli bić brawo.
***
-Dobra kochaniutkie wszystkie są więc zaczynamy żegnać Twoja wolność Aniu!!!-stwierdziła Agata.
-Na początek wypijmy po hawajskim drinku- rzekła Ewa i zakręciła swoja hawajską spódnicą.
-ALOHA!!-krzyknęły wszystkie chórem.
Dziewczyny świetnie się bawiły, żartowały, piły drinki, tańczyły. Gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
-O kurka już, tak szybko? -zdziwiła się Diana.
-Ale co szybko, kto to?-spytała Ania.
Dziewczyny z szelmowskim uśmiechem oświadczyły Ani, że mają dla niej niespodziankę i że ma otworzyć drzwi.
-Dzień dobry. Zamawiała pani striptizera?
-Dziewczyny zabije Was- krzyknęła Ania i wpuściła swoja niespodziankę do domu.
***
-Kubuś zadzwoń do tego kolegi, przecież nie będziemy tak jeździć po tym lesie jak jacyś grzybiarze-powiedział Marco.
-No pięknie kurwa, nie ma tu zasięgu- stwierdził Kuba patrząc na wyświetlacz swojego telefonu.
-Super i co teraz zrobimy, jeździmy non stop w kółko. To bez sensu- odrzekł Łukasz.
-spokojnie panowie. No przecież musi być jakieś wyjście. Nie mamy chyba zamiaru spędzić kawalerskiego w lesie z dzikami- stwierdził Mario
W tym momencie bus nagle stanął.
Kuba z Robertem wyszli na zewnątrz zobaczyć co się stało.
-No Mario, chyba jednak będziesz musiał zaprzyjaźnić się z panem dzikiem. Dalej nie ruszymy. Złapaliśmy gumę.-stwierdził Robert.
-i oczywiście nikt nie pomyślał, żeby zabrać zapasowe?-spytał się Piszczu.
Panowie zgodnie zaczęli kręcić głowami.
-Słuchajcie może któryś przejdzie się, no musi być jakieś wyjście z tego lasu- spytał się Mats.
-Nie słuchajcie, to bez sensu. Jeździliśmy w kółko. Dobra, trudno, musimy tu przeczekać do rana. Wtedy dopiero ruszymy po pomoc.-stwierdził zrezygnowany Kuba.
-No to extra, miała być super impreza a my co robimy?Kisimy się w tym busie jak jakieś sardynki w puszce-rzekł Mats.
-Nie noo weźcie nie zamulamy  chłopaki. W bagażniku mamy zapas alkoholu, nie wszystko stracone- pocieszyć resztę towarzystwa starał się Mario.
Panowi zgodnie pokręcili głowami i zaczęli sączyć swoje browary. Po wypiciu hektolitrów piwa co niektórym się przysnęło- był to Mats, zrezygnowany zasnął pod drzewem. Niektórzy rozpaczali nad swym losem- był to Kuba, nie tak planował wieczór kawalerski Roberta. Mario śmiał się niewiadomo z czego. Natomiast Marco zaczął tulić się do Roberta bo stwierdził, ze boi się dzików. Tak oto powoli dobiegał końca dzień pełen przygód.
***
Panowie wróciwszy do domu, widząc w jakich wspaniałych nastrojach są ich partnerki postanowili nie opowiadać o pechowym wieczorze kawalerskim, w którym to zagubili się w lesie.  
-----------------------------------------------

No to 2 już za nami:)
Miał wyglądać troche inaczej ale cóż...:)
Mam nadzieje, ze sie podoba i zachęcam do pozostawiana śladu po sobie:)
Zostawiam Was tu z Lewuskami:)
Pozdrawiam,
Zuza




czwartek, 13 czerwca 2013

GARDENPARTY

W Dortmundzie był już późny wieczór gdy Anna Stachurska wracała do domu. Była zrozpaczona. Jej suknia ślubna, która miała lada moment przylecieć z Mediolanu nie dotrze, bo pomylili terminy. Wracając do domu nie myślała o niczym innym. Weszła do salonu i zrezygnowana opadła na fotel nie wiedząc co robić.
Ania co ty teraz zrobisz, do ślubu zostały 2 tygodnie. Rany boskie- myślała zrozpaczona Stachurska.
Po 30 minutach lamentu postanowiła wziąć się w garść i coś wymyślić.
Wzięła telefon do ręki i nie zastanawiając się długo wybrała numer do Diany, jej najlepszej przyjaciółki.
-Didi, jesteś tam?- zapytała Ania
-Aniu, co się stało, płaczesz?
Przyszłą Pani Młoda zaczęła opowiadać swojej świadkowej co takiego ja spotkało.
-Annie, słońce a nie przyszło Ci do głowy, żeby po prostu pochodzić po sklepach i ogarnąć jakąś suknię?- zaproponowała Diana
-Didi na miłość boską!Jakąś suknię? To nie ma być jakaś suknia- to najważniejszy dzień w moim życiu!!!- odpowiedziała Ania krzycząc do słuchawki.
-Dobrze, dobrze już rozumiem. Wiesz co? No nie przejmuj się, coś wymyślimy-mówiąc to strąciła łokciem torebkę z której wysypała się cała jej zawartość.
-Niech to szlag- rzekła Diana
-No wiem, wiem, że jest tragicznie ale przecież musi być jakiś sposób.
Diana zbierając zawartość torebki przez chwilę nie słuchała Panny Młodej. Wzrok przykuła jej wizytówka salonu mody, który przecież niedawno miał otwarcie i prowadzi Go nikt inny jak jej kuzynka.
-Ania jadę do Ciebie z odsieczą, chyba mam pomysł.
Po czym wsiadła do swojego samochodu i ruszyła do Ani.

***
Ann Kathrin Brommel siedziała przed telewizorem oglądając kolejny odcinek dr. House'a, gdy wpadł uszczęśliwiony Mario Gotze aby obwieścić dziewczynie swój jak to zawsze bywało genialny pomysł.
-Ann, słoneczko musisz się zgodzić, po prostu musisz albowiem jest to genialny pomysł- stwierdził Gotze.
-A gdzie cześć Ann, jakże ja się cieszę, że Cię widzę. Usychałem z tęsknoty.
-Tak, tak. Bardzo się cieszę, ale dobra wystarczy tych czułości. Jak wiesz wracając do domu...- mówił Mario, lecz Ann nie dała mu dokończyć. Wywróciła tylko oczami i powiedziała:
-Tak tak, wiem. Zaraz przedstawisz mi ten swój jakże błyskotliwy pomysł. Lecz już zawczasu mówię- NIE!.
Mario był przygotowany na taką wersje zdarzeń. Przecież znali się nie od dziś. Ann jednak zapomniała, ze nie z nim takie numery. Bardzo dobrze wiedział jak ją przekonać.
-Ann zanim cokolwiek powiesz chodź coś Ci pokażę, mówiąc to usiadł do laptopa, wystukał coś na klawiaturze i ukazała się strona schroniska.
-No popatrz na te biedne psiaki, czyż nie są słodkie?- w tym momencie zrobił identyczna minę jak psinka na fotografii.
-O nie, nie. Tylko mi tu nie wyjeżdżaj z tymi oczami. Wiesz, że to cios poniżej pasa- rzekła Ann.
-No dobra, dobra. Chodź tu popatrz – mówiąc to złapał ją za rękę i posadził sobie na kolanach.-No nie chciałabyś w domu takiej cudownej psinki?- rzekł Mario.
Po kilku godzinach Ann dała się uprosić na małego spaniela imienia Moris. Gotze lada moment miał załatwić wszystkie sprawy związane z adopcją.

***

Po kilku deszczowych dniach w Dortmundzie pokazało się słońce. Ewa Piszczek wraz ze swoją przyjaciółką Josephine odpoczywając w ogrodzie dyskutowały na temat niespodzianki dla Ani Stachurskiej. Dziewczyny były tak pochłonięte rozmową, że nie zauważyły nawet kiedy to Łukasz Piszczek wrócił z treningu.
-Halo, mówi się, tu Ziemia, tu Ziemia-mówił Łukasz, wymachując przy tym rękoma.
-A co Ty tu robisz?-zapytała zdziwiona Ewa.
-No wydaje mi się,że chyba mieszkam słońce- odpowiedział Piszczek, całując przy tym żonę w czoło.
-Cześć Josephine.
-Hej Piszczusiu
-Dobra dziewczyny, czas się zbierać- rzekł uradowany Łukasz.
-Wybierasz się gdzieś?- zapytała Ewa.
-Nie to Wy się wybieracie.
-My?- zapytały chórem dziewczyny.
-Tak, skoczycie do sklepu po prowiant, natomiast ja zajmę się zaproszeniem gości i ogarnięciem grilla.
W tym momencie objął dwie panie ramieniem:-Kochaniutkie robimy Gardenparty!
-Łukasz- zaczęła Ewa
-Tak wiem,wiem, moje pomysły są nieocenione i normalnie mnie ubóstwiacie.Ale dosyć tych czułości, musicie już iść.
Nie mając prawa głosu w tej konwersacji, zrezygnowane pojechały na zakupy.
--->2h później<-----

Wszyscy już siedzieli w ogrodzie Piszczków. Przybył Kuba z Agatą, Robert z Anią, Mario i Ann, Josephine, wpadł Marco oraz Mats z Cathy i zjawiła się jeszcze Viktoria- najgorsza plotkara pod słońcem, lecz Ewa i tak ja kochała. Razem z Josephine tworzyły wybuchowe połączenie. To właśnie Josephine i Viktoria pomagały Ewie, kiedy to z Łukaszem przeprowadziła się do Dortmundu, nie znając kompletnie tego kraju.
Towarzystwo bawiło się wyśmienicie. Kuba z Łukaszem smażyli steki. Viktoria przedstawiała dziewczynom nowe modowe nowości. Chłopcy ogólnie śmiali się z nowego dowcipu opowiadanego przez Matsa. Nagle wszyscy zauważyli, że Mario zniknął. Wszyscy zaczęli Go szukać. Gotze postanowił zrobić psikusa, wziął wąż ogrodowy i zaczął pryskać nim dziewczyny. Pomysł Maria spodobał się reszcie męskiej widowni, toteż pomogli mu w zmoczeniu dziewczyn.
Wśród pisku dało się usłyszeć:
-Zabiję Cię paskudo- krzyczała Ann
-Nie żyjesz już w tym momencie- wrzeszczała Ania wskakując Robertowi na barana. Pogorszyła oczywiście tylko sytuacje, ponieważ przewrócili się i zaczęli tarzać po ziemi.
Reszta dziewczyn wrzeszczała i biegała dookoła domu. Tylko jakoś nikt nie mógł zauważyć gdzie jest Ewa z Agatą.
-Agatka...weź wejdź tu w te krzaki, przeczekamy- stwierdziła pani Piszczek.
-Ewa, cholero tu są kolce.
-no raczej, nie inaczej, przecież to są choinki-odrzekła Ewa.
Obydwie wybuchnęły śmiechem.
-Cicho, ktoś idzie- stwierdziła Agata.

Piszczek przechodził koło choinek dy zauważył dwie czuprynki za drzewkami.
-A ku ku- wychylił się Łukasz.
-nawet nie waż się próbować- powiedziała groźnie Ewa.
-chłopcy ktoś tu jeszcze jest suchy- krzyknął Łukasz, zarzucając sobie Ewę na ramię.
-Normalnie jesteś trupem Piszczek. Lepiej mi się na oczy nie pokazuj.

Przemoczone towarzystwo zaczęło się suszyć. Wszyscy powoli zaczęli zbierać się do wyjścia. Została jeszcze Cathy z Matsem a Agata z Kubą. Pomagali Piszczkom ogarnąć ten bałagan.

W nocy Łukasza obudził głośny kaszel Ewy.
-Ewa, Ewa, obudź się-powiedział Piszczu.
Ewa nie mogąc się uspokoić kaszlała przez sen i zaczęła majaczyć. Zawsze tak miała gdy temperatura przekroczyła 39 stopni. Łukasz zbiegł na dół po leki. Podał je żonie i kaszel powoli ustawał. Łukasz widząc trzęsącą się z zimna Ewę, okrył ją kocem. Dziewczyna powoli zaczęła dochodzić do siebie, toteż Piszczu oddychając z ulgą położył się spać.
Nad ranem Ewa z panicznym krzykiem zerwała się z łózka.
-Ewuś co jest?-zapytał Łukasz.
Ewa nie mogąc złapać tchu opowiedziała Łukaszowi swój koszmar.
-Łukasz, śniła mi się moja matka, biologiczna matka i ona chciała mnie utopić rozumiesz? Byłam taka malutka, taka jak nasza Sara, jak ona mogła?
-Kochanie już dobrze, jestem tu, nic Ci nie będzie- pocieszał żonę Łukasz tuląc i kołysząc rozgorączkowana żonę. Z czasem Ewa zasnęła.
Tym razem pani Piszczek spała do rana. Gdy się obudziła strasznie bolała ja głowa. Zauważyła, ze Łukasza nie ma. Stwierdziła,że jest z małą, z racji tego, że słychać było gaworzenie Sary z kuchni.
Po chwili do sypialni wszedł Łukasz.
-O, nie śpisz już. Jak się dziś czujemy?-zapytał z troska Łukasz.
-No, na pewno lepiej niż w nocy- stwierdziła Ewa.
-Dobra, leż tu jeszcze, zaraz przyniosę Ci herbatę i zrobiliśmy z Sarą tosty z nutellą. Zaraz Ci dostarczymy, mówiąc to cmoknął Ewę w sam czubek nosa i odszedł.
Ewa nawet nie miała zamiaru schodzić na dół. Wiedziała jak wygląda kuchnia po rządzeniu w niej Łukasza i Sary....

No to mamy już za sobą pierwszy rozdział.
Mam nadzieje, ze się spodobał..
Troszeczkę się rozpisałam, wiem:)
Jeśli czytacie to skrobnijcie jakieś komentarze- żebym wiedziała, ze tu jesteście:)
A tu zostawiam Was z małą Saritką.
Pozdrawiam
Zuza



Prolog

Na początek może kilka słów o mnie. Nazywam się Zuzanna . Rozdziały będę dodawała 2 razy w tygodniu- prawdopodobnie w czwartki i niedziele , chyba, ze będę miała trochę więcej wolnego czasu wtedy rozdziały będą częściej:)  Mam nadzieję że będziecie miło czytać.

Nie będę Was tu zanudzać na wstępie dlatego też zapraszam do 1 rozdziału. Mam ogromna nadzieję, że chociaż troszeczkę się spodoba. Komentarze mile widziane:)
Zuza