Dziś był ten dzień, w którym Anna Lewandowska otrzymała wypis ze szpitala. Mimo wszystko nie pałała dużą euforią, gdyż nie mogła samodzielnie się poruszać. Każdego dnia nie mogła sobie wybaczyć tego, że przez swoją lekkomyślność porusza się teraz na wózku inwalidzkim. I dokładnie od czasu tego feralnego zdarzenia Diana nie odzywała się do niej ani słowem. Nie przyszła jej nawet odwiedzić.
-Gotowa?- zapytał Robert przyprowadzajac dwukołowy pojazd
-Tak, jasne- rzuciła beznamiętnie Ania
Dojeżdżając do domu obiecała sobie, że nigdy w życiu się nie podda i nie pozwoli aby wypadek ją rozłożył.
Postanowiła uczęszczać regularnie na rehabilitację i dawać z siebie wszystko. Wiedziała, że będzie ciężko ale była upartą osobą i nic nie mogło stanąć jej na drodze. Z rozmyślań wyrwał ją dzwonek do drzwi, które otworzył Robert gdyż ona nie była w stanie nawet ruszyć się bez wózka.
-To może ja Was zostawię- stwierdził Robert wpuszczając gościa.
-Diana?
-Cześć Aniu- rzuciła nieśmiało dziewczyna
-Dlaczego się nie odzywałaś?
-Myślałam, że jesteś na mnie zła.
-Ja? Na Ciebie? Dlaczego?- zapytała Ania
-Gdybym nie wysłała wtedy tego sms-a nie wpadłoby Ci do głowy, żeby odpisać i nie siedziałabyś teraz na wózku- powiedziała rozpłakana Diana
-Ejj Diana. To tylko i wyłącznie moja wina. Jasne? Ja byłam tak lekkomyślna, żeby pisać sms-y na drodze i to ja ponoszę za to odpowiedzialność ok? Chodź tu- rozkazała Ania wyciągając obie dłonie do przyjaciółki.
-Tęskniłam- stwierdziła Diana przytulając się do brunetki.
***
-Czy Ty to sobie wyobrażasz? Ona tak po prostu tak sobie przychodzi i myśli, że wszystko będzie pięknie, idealnie a my będziemy wspaniałą kochającą się rodziną.- burzyła się Ewa w rozmowie z mężem
-Ewa, wysłuchałaś jej do końca?
-Czego ja tam miałam słuchac? Kobieta porzuciła mnie zaraz po urodzeniu! Jeszcze mam ją słuchać? Może jeszcze zaprosić do domu i upiec pyszne ciasto.! Po moim trupie.
-Ewcia....Spokojnie.Wiem co o tym myślisz.
-Nic nie wiesz! Nie spędziłeś dzieciństwa w domu dziecka i nie wyczekiwałeś przez 13 lat przez okno swojej matki.... Dlaczego mi nie zostawiła żadnej wiadomości, ani razu nie zadzwoniła. Przypomniało jej się po 25 latach?!
-Dobrze, tak wiem. Ale wiem też ile ta mała dziecinka może znaczyć dla każdego rodzica- mówiąc to skinął głową na śpiącą Sarę.
- Ewcia ale nie zawsze jest tak kolorowo, ze można wszystko w życiu mieć.
-Łukasz, co bym bez Ciebie zrobiła? Musisz zawsze mieć rację? Ale zrozum nie jestem gotowa na to, żeby spojrzeć jej w oczy a co dopiero porozmawiać...
-Rozumiem- stwierdził Piszczek przemyślając w głowie plan.
Gdy Ewa oddaliła się by ułożyć Sarę do snu Łukasz postanowił przeszukać telefon żony.
Jest. Numer od nieznajomego numeru informujący o spotkaniu.
Łukasz postanowił Go wykorzystać dlatego też wysyłając sms-a z telefonu Ewy umówił się za 15 minut na rogu Weiberstrasse.
-Ewa wychodzę. Będę za jakąś godzinę- napisał na kartce Piszczu do żony, która nie wróciła jeszcze od Sary.
***
-Mario szybciej! Jeździsz jak żółw!- krzyczała AK w samochodzie której strasznie spieszyło się do Alice która wylądowała w szpitalu.
Gdy dotarli na miejsce od razu skierowała się na ginekologię, gdzie leżała półprzytomna dziewczyna.
-Alice? Jak się czujesz?
-Ann to koniec!
-Co ty mówisz? Co się stało? Straciłaś dziecko?- zapytała przerażona AK
-Ann przepraszam......
-Nie płacz. Ćśśśśś. Wszystko będzie dobrze. poradzimy sobie- rozpłakaną brunetkę starała się pocieszyć Brommel
-Nie! Ja muszę to powiedzieć! Byłaś..Jesteś dla mnie taka dobra, a ja wywinęłam taki numer! Ann żadnego dziecka nie było rozumiesz?!
Ann wpatrywała się w Alice nic nie rozumiejąc co brunetka ma na myśli.
-Mój chłopak zagroził mi, że wyrzuci mnie z domu jeśli tego nie zrobię...
-Co niby miałaś zrobić i jaki chłopak? Przecież mówiłaś, ze jesteś samotna!
-Powoli od początku. Nie byłam w ciąży a ten facet przed którym uratowałaś mnie w parku to był podstęp rozumiesz? On Cię zna, nie mam pojęcia skąd...Kazał mi udawać ciążę, żebym wyłudziła od Was mnóstwo pieniędzy. Rozumiesz? Ale ja tak dłużej nie mogłam! Nie jestem taka! I pobił mnie wczoraj. Ann, wiem co sobie o mnie myślisz, ale błagam wybacz mi.
-Alice, przepraszam. Ja muszę to wszystko przemyśleć, przepraszam- roztargniona AK wybiegła z sali wpadając na Mario, który czytał jakieś ogłoszenia an tablicy szpitalnej.
-Ann? Uważaj...Gdzie tak lecisz..Ann!- krzyczał Mario lecz brunetka już była na zewnątrz odpalając papierosa.
-Daj mi to. Przecież Ty nie palisz!- Goetze wyrwał dziewczynie papierosa wyrzucając Go do kosza.
-Może powinnam.
-Co się stało?- zapytał brunet.
Ann opowiedziała wszystko od A do ZET nie pomijając żadnego szczegółu.
-Zaraz sobie z nią porozmawiam!- rzucił Mario kierując się do szpitala.
-Przestań! Jedźmy po prostu do domu...Proszę- ciągnąc Goetze'go za rękaw Ann udało się zatrzymać chłopaka.
-----------------------------------------
Moje Kochane!
Przepraszam za tak długą nieobecność!
Mimo, iż tak długo mnie nie było wyświetlenia rosły!
Co mnie bardzo cieszy:)
Masakra jakaś z tą weną u mnie była!
Już miałam taki moment, ze chciałam dać sobie spokój z tym blogiem.
Rozdział co prawda nie powala na kolana ale dodałam:)
Pozdrawiam
Luiza:*
poniedziałek, 4 listopada 2013
niedziela, 13 października 2013
Przykre zdarzenia
Karetka, która przyjechała w miejsce wypadku tarasowała drogę tak, że na drodze zrobił się niemały korek.
Ania Lewandowska leżała już na noszach po udanej próbie ratowania życia. W mgnieniu oka służby zdrowia dojechały do szpitala. Tam zapewnili Ani profesjonalną opiekę. Zadzwonili też do Roberta, który grał nadal z Piszczkiem w Call of Duty. Lecz po tej informacji nie zastanawiając się ruszył do szpitala. Anka leżała na sali pod wyciągiem. Poza złamaną nogą i obrażeniami na ciele nic jej nie było. Lekarze twierdzili, że miała wiele szczęścia, iż w ogóle przeżyła.
-Co się stało?- zapytał Robert wchodząc do opustoszałej sali szpitalnej.
-To moja wina.
-Co Ty mówisz? Ania co tam się naprawdę stało?
-Był mały ruch a ja spieszyłam się do Diany no i postanowiłam jej wysłać sms-a. Nie zauważyłam tej ciężarówki, światło mnie oślepiło i....dalej nic nie pamiętam- zaczęła płakać Lewandowska.
-Ćśś- Lewy przytulił swoją żonę.
-Wszystko będzie dobrze.
-Robert! Nic nie będzie dobrze. Nie czuję lewej nogi. Rozumiesz? Mogę spędzić resztę życia na wózku.
Lewy był przerażony. Wiedział co to znaczy dla jego żony. Był na nią zły, że była tak lekkomyślna sms-ując w aucie ale nie potrafił w takiej sytuacji się gniewać.
***
-Bo co? Może to pani wreszcie z siebie wykrztusić? Co z tego, że mamy takie samo imię?- zapytała już poirytowana Piszczkowa.
-Jestem Twoją matką Ewa. Jestem Twoją biologiczną mamą- mówiła kobieta ze łzami w oczach.
-Słucham?! Ja nie mam matki, ojca też nie. Wychowywałam się w domu dziecka!.
-Nawet nie wiesz jak mi przykro...
-Przykro Ci? Ty kobieto w ogóle wiesz co te słowa znaczą? Jak można być tak perfidnym i porzucić swoje dziecko? Czego Ty w ogóle chcesz? Po co mnie odszukałaś? Przypomniałaś sobie jednak o mnie? Po tylu latach?
-Ewa to nie tak. Kiedyś było inaczej. Nie byłam gotowa. Musiałam Cię oddać- stwierdziła kobieta.
-Ludzie, którzy nie są gotowi nie fundują sobie dzieci...Agata wychodzimy!
-Poczekaj!- odezwała się kobieta- Mam raka.
Piszczkowa odwróciła się na pięcie kładąc dłonie na stole:
-To żałosne wiesz? Dowiedziałaś się, że jesteś chora i chcesz odkupić swoje winy? Nie dam Ci tej satysfakcji.
Tym razem Ewa i Błaszczykowska opuściły lokal i to nie w najlepszym humorze.
***
Od wczorajszego dnia Alice nie dawała znaku życia. AK poważnie zaczynała się martwić.
-Przesadzasz. Może nie ma ochoty na jakiekolwiek spotkania- skwitował Goetze.
-Co jeśli coś się stało?- zapytała brunetka -Pójdę tam.
-Ann przestań zachowywać się jak matka.
-Mario nie rozumiesz. Napisałaby chociaż sms-a, coś musiało się stać.
-Ann? Chcesz powtórkę z rozrywki? Pamiętasz co było jak zaproponowałaś jej wspólne mieszkanie? Chcesz znów kolejnej kłótni?
-No ale teraz jest inna sytuacja. Przecież niczego jej nie narzucam.- stwierdziła AK.
-Nie? A ja myślałem, że takie nękanie telefonami to już trochę jest narzucanie się.
-Przesadzam?- zapytała dziewczyna.
Goetze twierdząco pokiwał głową. Brunetka wtuliła się mocno w chłopaka kładąc podbródek na jego ramieniu.
-Może rzeczywiście przesadzam.
-Spokojnie. Wszystko jest w porządku tak? Zjemy chińszczyznę?- zapytał brunet
-Yhm.
Para oglądała film gdy do ich uszu dobiegł głos telefonu.
-Słucham?- zapytała AK
-Pani Brommel?
-Tak. O co chodzi?
-Dzwonię ze szpitala Fluger w sprawie Alice Bachmann.
---------------------------------------
No więc chciałabym bardzo ale to bardzo podziękować za wszystkie wyświetlenia:)
Było Was już tu ponad 10 tysięcy <33
Dziękuję<33
Zostawiam ku Waszej ocenie kolejny rozdział:)
Buziole
Luiza:**
Ania Lewandowska leżała już na noszach po udanej próbie ratowania życia. W mgnieniu oka służby zdrowia dojechały do szpitala. Tam zapewnili Ani profesjonalną opiekę. Zadzwonili też do Roberta, który grał nadal z Piszczkiem w Call of Duty. Lecz po tej informacji nie zastanawiając się ruszył do szpitala. Anka leżała na sali pod wyciągiem. Poza złamaną nogą i obrażeniami na ciele nic jej nie było. Lekarze twierdzili, że miała wiele szczęścia, iż w ogóle przeżyła.
-Co się stało?- zapytał Robert wchodząc do opustoszałej sali szpitalnej.
-To moja wina.
-Co Ty mówisz? Ania co tam się naprawdę stało?
-Był mały ruch a ja spieszyłam się do Diany no i postanowiłam jej wysłać sms-a. Nie zauważyłam tej ciężarówki, światło mnie oślepiło i....dalej nic nie pamiętam- zaczęła płakać Lewandowska.
-Ćśś- Lewy przytulił swoją żonę.
-Wszystko będzie dobrze.
-Robert! Nic nie będzie dobrze. Nie czuję lewej nogi. Rozumiesz? Mogę spędzić resztę życia na wózku.
Lewy był przerażony. Wiedział co to znaczy dla jego żony. Był na nią zły, że była tak lekkomyślna sms-ując w aucie ale nie potrafił w takiej sytuacji się gniewać.
***
-Bo co? Może to pani wreszcie z siebie wykrztusić? Co z tego, że mamy takie samo imię?- zapytała już poirytowana Piszczkowa.
-Jestem Twoją matką Ewa. Jestem Twoją biologiczną mamą- mówiła kobieta ze łzami w oczach.
-Słucham?! Ja nie mam matki, ojca też nie. Wychowywałam się w domu dziecka!.
-Nawet nie wiesz jak mi przykro...
-Przykro Ci? Ty kobieto w ogóle wiesz co te słowa znaczą? Jak można być tak perfidnym i porzucić swoje dziecko? Czego Ty w ogóle chcesz? Po co mnie odszukałaś? Przypomniałaś sobie jednak o mnie? Po tylu latach?
-Ewa to nie tak. Kiedyś było inaczej. Nie byłam gotowa. Musiałam Cię oddać- stwierdziła kobieta.
-Ludzie, którzy nie są gotowi nie fundują sobie dzieci...Agata wychodzimy!
-Poczekaj!- odezwała się kobieta- Mam raka.
Piszczkowa odwróciła się na pięcie kładąc dłonie na stole:
-To żałosne wiesz? Dowiedziałaś się, że jesteś chora i chcesz odkupić swoje winy? Nie dam Ci tej satysfakcji.
Tym razem Ewa i Błaszczykowska opuściły lokal i to nie w najlepszym humorze.
***
Od wczorajszego dnia Alice nie dawała znaku życia. AK poważnie zaczynała się martwić.
-Przesadzasz. Może nie ma ochoty na jakiekolwiek spotkania- skwitował Goetze.
-Co jeśli coś się stało?- zapytała brunetka -Pójdę tam.
-Ann przestań zachowywać się jak matka.
-Mario nie rozumiesz. Napisałaby chociaż sms-a, coś musiało się stać.
-Ann? Chcesz powtórkę z rozrywki? Pamiętasz co było jak zaproponowałaś jej wspólne mieszkanie? Chcesz znów kolejnej kłótni?
-No ale teraz jest inna sytuacja. Przecież niczego jej nie narzucam.- stwierdziła AK.
-Nie? A ja myślałem, że takie nękanie telefonami to już trochę jest narzucanie się.
-Przesadzam?- zapytała dziewczyna.
Goetze twierdząco pokiwał głową. Brunetka wtuliła się mocno w chłopaka kładąc podbródek na jego ramieniu.
-Może rzeczywiście przesadzam.
-Spokojnie. Wszystko jest w porządku tak? Zjemy chińszczyznę?- zapytał brunet
-Yhm.
Para oglądała film gdy do ich uszu dobiegł głos telefonu.
-Słucham?- zapytała AK
-Pani Brommel?
-Tak. O co chodzi?
-Dzwonię ze szpitala Fluger w sprawie Alice Bachmann.
---------------------------------------
No więc chciałabym bardzo ale to bardzo podziękować za wszystkie wyświetlenia:)
Było Was już tu ponad 10 tysięcy <33
Dziękuję<33
Zostawiam ku Waszej ocenie kolejny rozdział:)
Buziole
Luiza:**
niedziela, 6 października 2013
Trzy spotkania
Ewa Piszczek sama do końca nie wiedziała czy dobrze robi decydując się na to spotkanie i im bliżej była godzina szesnasta tym miała więcej wątpliwości. Koniec końców jednakże wybrała się z Agatą na miejsce spotkania. Z zapartym tchem siedziały w przytulnej kawiarence na Uberstrasse.
Agata nie do końca była przekonana co do pomysłu Piszczkowej, gdyż uważała że list mógł napisać każdy a co jeśli nadawca okaże się jakimś zboczeńcem albo co gorsza mordercą. I właśnie dlatego postanowiła iść z przyjaciółką na spotkanie. Co prawda nawet jeśli ten ktoś okaże się niebezpieczny to szanse, że nad nim wygrają są nikłe, lecz lepsze to niż Ewka miałaby iść sama. Nie wybaczyłaby sobie tego do końca życia.
Czarne myśli Agaty odgoniła kobieta, która zamierzała dosiąść się do stolika.
-To chyba na mnie czekacie- rzekła kobieta
Ewa podnosząc wzrok znad stolika powiedziała:
-Zaraz, zaraz ja panią skądś kojarzę...Tak już wiem, była pani u mnie ostatnio.
-Tak byłam, już wtedy miałam Ci to powiedzieć ale.....nie dałam rady.
-Właśnie, chciała mi pani coś powiedzieć. Zaintrygował mnie list, więc przyszłam. To jest moja przyjaciólka Agata.
-Miło mi- rzuciła blondynka
-Mi również- uśmiechnęła się nieznajoma -Dobrze, nie będę owijać w bawełnę i powiem Ci wszystko, w końcu po to tu przyszłam. Jestem Ewa Wojciechowska. Jak widzisz mamy to samo imię a wiesz dlaczego?
Piszczkowa bezradnie pokręciła głową.
-Bo, bo....
***
Anna Lewandowska postanowiła spotkać się z Dianą w centrum Dortmundu gdy jej komórka się rozdzwoniła.
-Słucham?- zapytała brunetka
-Anuś spóźnię się 30 minut, wybacz ale mam awarie w domu- powiedziała zdesperowana Diana.
-Nie ma sprawy. Będę czekać na miejscu. Pa.
Spotkanie opóźni się o całe 30 minut więc Lewandowska stwierdziła, że zdąży jeszcze zjeść śniadanie przed wyjściem. Na półce w pudełku stało nieotwarte jeszcze opakowanie czekoladowych musli. Otworzyła je więc dodając do nich błonnik i zalała mlekiem. W międzyczasie usłyszała krzyki Roberta, który miał dziś dzień wolny od treningu i grał z Piszczkiem przez internet w Call of Duty.
Po chwili do pokoju wkroczyła Ania.
-Lewandowski! Drzesz się tak, że Cię na dole słyszę!
-Cześć Ania!- krzyknął równie rozochocony Łukasz.
-Cześć Piszczek. A ty- zwróciła się do Lewego-Nie musisz tak chyba tymi kurwami rzucać przy tej grze.
-Ty nic nie rozumiesz! Nawet nie wiesz ile to wywołuje emocji.
-Właśnie widzę. Dobra, będę później. Pa
-Paaa- rzuciła chórem klubowa 26 i 9.
Ania dosłownie wybiegła z domu, gdyż te 30 minut zamieniło się w 45 i była już spóźniona. Wsiadła więc w samochód i ruszyła przed siebie. Na ulicy był mały ruch więc postanowiła w międzyczasie napisać sms-a do Diany, że zaraz będzie.
I to był błąd.
Zdaje się, że Anna Lewandowska zapamięta ten dzień do końca życia o ile w ogóle Go przeżyje.
***
Borussia Dortmund przegrała mecz z Borussią Moenchengladbach . Wszyscy schodzili z boiska w ponurych nastrojach. Jedynie Hummelsowi było wszystko jedno. Był ciekawy czy Tatiana zjawi się na meczu. Wypatrywał jej przed Iduna lecz nic z tego. Zdaje się, że tylko on miał nadzieję na to spotkanie bo dziewczyna się nie zjawiła. Zrezygnowany poszedł z chłopakami do klubu.
------------------------------
Cześć pszczółki:*
Przegraliśmy mecz :(
I w dodatku Sahin w kontuzji:(
Smutek i płacz:(
Mam nadzieję chociaż, że rozdział się spodoba bo jak dla mnie beznadziejny.
Pozdrawiam
Luiza:*
Agata nie do końca była przekonana co do pomysłu Piszczkowej, gdyż uważała że list mógł napisać każdy a co jeśli nadawca okaże się jakimś zboczeńcem albo co gorsza mordercą. I właśnie dlatego postanowiła iść z przyjaciółką na spotkanie. Co prawda nawet jeśli ten ktoś okaże się niebezpieczny to szanse, że nad nim wygrają są nikłe, lecz lepsze to niż Ewka miałaby iść sama. Nie wybaczyłaby sobie tego do końca życia.
Czarne myśli Agaty odgoniła kobieta, która zamierzała dosiąść się do stolika.
-To chyba na mnie czekacie- rzekła kobieta
Ewa podnosząc wzrok znad stolika powiedziała:
-Zaraz, zaraz ja panią skądś kojarzę...Tak już wiem, była pani u mnie ostatnio.
-Tak byłam, już wtedy miałam Ci to powiedzieć ale.....nie dałam rady.
-Właśnie, chciała mi pani coś powiedzieć. Zaintrygował mnie list, więc przyszłam. To jest moja przyjaciólka Agata.
-Miło mi- rzuciła blondynka
-Mi również- uśmiechnęła się nieznajoma -Dobrze, nie będę owijać w bawełnę i powiem Ci wszystko, w końcu po to tu przyszłam. Jestem Ewa Wojciechowska. Jak widzisz mamy to samo imię a wiesz dlaczego?
Piszczkowa bezradnie pokręciła głową.
-Bo, bo....
***
Anna Lewandowska postanowiła spotkać się z Dianą w centrum Dortmundu gdy jej komórka się rozdzwoniła.
-Słucham?- zapytała brunetka
-Anuś spóźnię się 30 minut, wybacz ale mam awarie w domu- powiedziała zdesperowana Diana.
-Nie ma sprawy. Będę czekać na miejscu. Pa.
Spotkanie opóźni się o całe 30 minut więc Lewandowska stwierdziła, że zdąży jeszcze zjeść śniadanie przed wyjściem. Na półce w pudełku stało nieotwarte jeszcze opakowanie czekoladowych musli. Otworzyła je więc dodając do nich błonnik i zalała mlekiem. W międzyczasie usłyszała krzyki Roberta, który miał dziś dzień wolny od treningu i grał z Piszczkiem przez internet w Call of Duty.
Po chwili do pokoju wkroczyła Ania.
-Lewandowski! Drzesz się tak, że Cię na dole słyszę!
-Cześć Ania!- krzyknął równie rozochocony Łukasz.
-Cześć Piszczek. A ty- zwróciła się do Lewego-Nie musisz tak chyba tymi kurwami rzucać przy tej grze.
-Ty nic nie rozumiesz! Nawet nie wiesz ile to wywołuje emocji.
-Właśnie widzę. Dobra, będę później. Pa
-Paaa- rzuciła chórem klubowa 26 i 9.
Ania dosłownie wybiegła z domu, gdyż te 30 minut zamieniło się w 45 i była już spóźniona. Wsiadła więc w samochód i ruszyła przed siebie. Na ulicy był mały ruch więc postanowiła w międzyczasie napisać sms-a do Diany, że zaraz będzie.
I to był błąd.
Zdaje się, że Anna Lewandowska zapamięta ten dzień do końca życia o ile w ogóle Go przeżyje.
***
Borussia Dortmund przegrała mecz z Borussią Moenchengladbach . Wszyscy schodzili z boiska w ponurych nastrojach. Jedynie Hummelsowi było wszystko jedno. Był ciekawy czy Tatiana zjawi się na meczu. Wypatrywał jej przed Iduna lecz nic z tego. Zdaje się, że tylko on miał nadzieję na to spotkanie bo dziewczyna się nie zjawiła. Zrezygnowany poszedł z chłopakami do klubu.
------------------------------
Cześć pszczółki:*
Przegraliśmy mecz :(
I w dodatku Sahin w kontuzji:(
Smutek i płacz:(
Mam nadzieję chociaż, że rozdział się spodoba bo jak dla mnie beznadziejny.
Pozdrawiam
Luiza:*
sobota, 28 września 2013
Dziwny list
Ann krzątała się po kuchni gdy usłyszała dzwonek do drzwi. W futrynie ujrzała Alice schowaną za wielką bombonierką.
-Mam nadzieję, że mi wybaczysz i zjemy razem te czekoladki.
-Wejdź do środka- nakazała AK
-Przepraszam Ann, uniosłam się za bardzo. Przecież chciałaś dobrze, prawda? Tyle dla mnie zrobiłaś a ja tak na Ciebie naskoczyłam.
-Alice, daj spokój. Miałaś prawo. Chciałam Ci układać życie jakbym była najmądrzejszą istotą na ziemi.
-Więc nadal przyjaźń?- zapytała ciężarna
-Oczywiście- AK przytuliła mocno Alice.
***
Mats Hummels już wybierał się na trening gdy okazało się, że jego samochód odmówił posłuszeństwa. Brunet postanowił wybrać się na piechotę gdyż na SIP nie było aż tak daleko. Nie spóźniłby się na trening i wszystko poszłoby gładko gdyby nie spotkał jej.
Ona- wysoka szczupła brunetka o nienagannej urodzie, którą natura obdarzyła mnóstwem piegów, co tylko dodawało jej uroku. Zauważył ją siedzącą z podkulonymi kolanami na chodniku. Dawało się słyszeć ciche chlipanie. Postanowił do niej podejść i zapytać czy wszystko w porządku. Choć zazwyczaj tego nie robił. Podszedł więc bliżej i kucając przy dziewczynie zadał pytanie:
-Wszystko w porządku?
Dziewczyna zadziwiona swoją śmiałością tego, iż zwierza się obcemu mężczyźnie odparła:
-Nie, nie jest w porządku. Wszystko jest do dupy.
-Masz- Mats podał dziewczynie chusteczkę- Jak Ci na imię?
-Tatiana- odparła brunetka
-Ładnie. Więc co się stało?
-To co zawsze. Mój brat jest chory, nienawidzę swojej pracy ale muszę ją znosić, chłopak zostawił mnie, bo stwierdził, że woli starsze i bardziej dojrzałe. Wymieniać dalej?
Hummels spojrzał odruchowo na zegarek, na którym wskazywało, ze trening trwa już od dobrych 15 minut.
-Bardzo chętnie bym posłuchał, ale mam trening.
-Trenujesz coś?- zapytała Tatiana
-Przyjdź w sobotę na SIP to zobaczysz.
Mats zaczął oddalać się przyspieszając wyraźnie kroku gdy dziewczyna krzyknęła:
-Hej! Nawet nie wiem jak się nazywasz!
-Mats! Mats Hummels!
***
Był już późny wieczór, gdy Ewa kończyła swoja prace. Wiedziała, że znów dostanie jej się od męża za to, że siedzi od rana do wieczora pracując. Lecz nie mogła dziś się wyrwać wcześniej. Za to jutro wzięła dzień wolnego. Wchodząc do domu rozmyślała nad mową, którą wygłosi gdy Piszczek będzie kazał jej się tłumaczyć. Los jednak był dla niej pobłażliwy, gdyż Łukasza nie było w domu a opiekunka wciąż siedziała z Sarą co wskazywało na to, ze Piszczu nie był jeszcze w domu.
-Dzień dobry. Łukasza nie ma?- zapytała Ewka
-Dzień dobry. Nie. Jeszcze Go nie było.
-To dobrze- szepnęła Ewa- Cześć Kochanie- brunetka pocałowała Sarę na przywitanie- Pani Megan, moze pani już iść do domu.
-Dziękuję, do widzenia.
-Do widzenia.
Piszczkowa pobawiła się chwilkę z Sarą, lecz mała była tak wykończona całym dniem, że lada moment spała w łóżeczku. Ewa zeszła na dół, aby zaparzyć herbatę, gdy jej oczom ukazała się koperta zaadresowana do niej. Postanowiła otworzyć więc korespondencję. A tam drobnym maczkiem było napisane:
Droga Ewo
Nie wiem od czego zacząć.
Właśnie w takich chwilach zdaje sobie sprawę, jaki ze mnie tchórz.
Powinnaś się o tym dawno dowiedzieć...ale cóż strach mnie obleciał.
Proszę Cię o jedno. Chcę się z Tobą spotkać. Jutro o 16.00 pod kościołem na Uberstrasse.
Nie musisz się mnie bać.
Nic Ci nie zrobię. Jednakże jeżeli się obawiasz, przyprowadź kogoś ze sobą.
Zrozumiem także, jeśli nie przyjdziesz. Zaakceptuję każdą Twoją decyzję.
Pozdrawiam, E
Co to za E? Kim jest nadawca listu? Piszczkowa nie wiedziała co o tym myśleć. Przeczytała list 3 razy i nie dawało jej spokoju co ten ktoś moze mieć jej do powiedzenia. Po krótkim namyśle postanowiła tam iść, ale nie sama. Poprosi Agatę. Na pewno się zgodzi.
---------------------------------------------------------------------------------
Cześć mordeczki:**
Ale się stęskniłam!:)
Wróciłam z tego masakrycznego obozu- ciągle tylko ćwiczenia i ćwiczenia:D
Oznajmiam, ze coś tracę wenę i nie strasznie ciężko było mi coś wypocić i strasznie to beznadziejne, wiem...-.-
Piszcie w komentarzu adresy swoich blogów, chętnie poczytam:)
Buziaki:**
Luiza
+ nowa bohaterka w zakładce BOHATEROWIE:)
Nasz Piszczuniu powoli wraca do normalnych treningów!
-Mam nadzieję, że mi wybaczysz i zjemy razem te czekoladki.
-Wejdź do środka- nakazała AK
-Przepraszam Ann, uniosłam się za bardzo. Przecież chciałaś dobrze, prawda? Tyle dla mnie zrobiłaś a ja tak na Ciebie naskoczyłam.
-Alice, daj spokój. Miałaś prawo. Chciałam Ci układać życie jakbym była najmądrzejszą istotą na ziemi.
-Więc nadal przyjaźń?- zapytała ciężarna
-Oczywiście- AK przytuliła mocno Alice.
***
Mats Hummels już wybierał się na trening gdy okazało się, że jego samochód odmówił posłuszeństwa. Brunet postanowił wybrać się na piechotę gdyż na SIP nie było aż tak daleko. Nie spóźniłby się na trening i wszystko poszłoby gładko gdyby nie spotkał jej.
Ona- wysoka szczupła brunetka o nienagannej urodzie, którą natura obdarzyła mnóstwem piegów, co tylko dodawało jej uroku. Zauważył ją siedzącą z podkulonymi kolanami na chodniku. Dawało się słyszeć ciche chlipanie. Postanowił do niej podejść i zapytać czy wszystko w porządku. Choć zazwyczaj tego nie robił. Podszedł więc bliżej i kucając przy dziewczynie zadał pytanie:
-Wszystko w porządku?
Dziewczyna zadziwiona swoją śmiałością tego, iż zwierza się obcemu mężczyźnie odparła:
-Nie, nie jest w porządku. Wszystko jest do dupy.
-Masz- Mats podał dziewczynie chusteczkę- Jak Ci na imię?
-Tatiana- odparła brunetka
-Ładnie. Więc co się stało?
-To co zawsze. Mój brat jest chory, nienawidzę swojej pracy ale muszę ją znosić, chłopak zostawił mnie, bo stwierdził, że woli starsze i bardziej dojrzałe. Wymieniać dalej?
Hummels spojrzał odruchowo na zegarek, na którym wskazywało, ze trening trwa już od dobrych 15 minut.
-Bardzo chętnie bym posłuchał, ale mam trening.
-Trenujesz coś?- zapytała Tatiana
-Przyjdź w sobotę na SIP to zobaczysz.
Mats zaczął oddalać się przyspieszając wyraźnie kroku gdy dziewczyna krzyknęła:
-Hej! Nawet nie wiem jak się nazywasz!
-Mats! Mats Hummels!
***
Był już późny wieczór, gdy Ewa kończyła swoja prace. Wiedziała, że znów dostanie jej się od męża za to, że siedzi od rana do wieczora pracując. Lecz nie mogła dziś się wyrwać wcześniej. Za to jutro wzięła dzień wolnego. Wchodząc do domu rozmyślała nad mową, którą wygłosi gdy Piszczek będzie kazał jej się tłumaczyć. Los jednak był dla niej pobłażliwy, gdyż Łukasza nie było w domu a opiekunka wciąż siedziała z Sarą co wskazywało na to, ze Piszczu nie był jeszcze w domu.
-Dzień dobry. Łukasza nie ma?- zapytała Ewka
-Dzień dobry. Nie. Jeszcze Go nie było.
-To dobrze- szepnęła Ewa- Cześć Kochanie- brunetka pocałowała Sarę na przywitanie- Pani Megan, moze pani już iść do domu.
-Dziękuję, do widzenia.
-Do widzenia.
Piszczkowa pobawiła się chwilkę z Sarą, lecz mała była tak wykończona całym dniem, że lada moment spała w łóżeczku. Ewa zeszła na dół, aby zaparzyć herbatę, gdy jej oczom ukazała się koperta zaadresowana do niej. Postanowiła otworzyć więc korespondencję. A tam drobnym maczkiem było napisane:
Droga Ewo
Nie wiem od czego zacząć.
Właśnie w takich chwilach zdaje sobie sprawę, jaki ze mnie tchórz.
Powinnaś się o tym dawno dowiedzieć...ale cóż strach mnie obleciał.
Proszę Cię o jedno. Chcę się z Tobą spotkać. Jutro o 16.00 pod kościołem na Uberstrasse.
Nie musisz się mnie bać.
Nic Ci nie zrobię. Jednakże jeżeli się obawiasz, przyprowadź kogoś ze sobą.
Zrozumiem także, jeśli nie przyjdziesz. Zaakceptuję każdą Twoją decyzję.
Pozdrawiam, E
Co to za E? Kim jest nadawca listu? Piszczkowa nie wiedziała co o tym myśleć. Przeczytała list 3 razy i nie dawało jej spokoju co ten ktoś moze mieć jej do powiedzenia. Po krótkim namyśle postanowiła tam iść, ale nie sama. Poprosi Agatę. Na pewno się zgodzi.
---------------------------------------------------------------------------------
Cześć mordeczki:**
Ale się stęskniłam!:)
Wróciłam z tego masakrycznego obozu- ciągle tylko ćwiczenia i ćwiczenia:D
Oznajmiam, ze coś tracę wenę i nie strasznie ciężko było mi coś wypocić i strasznie to beznadziejne, wiem...-.-
Piszcie w komentarzu adresy swoich blogów, chętnie poczytam:)
Buziaki:**
Luiza
+ nowa bohaterka w zakładce BOHATEROWIE:)
Nasz Piszczuniu powoli wraca do normalnych treningów!
wtorek, 10 września 2013
INFORMACJA
Kochani:*
W mojej szkole zarządzili sobie 2 tygodniowy obóz:)
Aby zaliczyć semestr wf-u wiec w tym czasie, nie będę dodawać rozdziałów:)
Więc do zobaczenia pod koniec września:)
Buziaki:**
Luiza
W mojej szkole zarządzili sobie 2 tygodniowy obóz:)
Aby zaliczyć semestr wf-u wiec w tym czasie, nie będę dodawać rozdziałów:)
Więc do zobaczenia pod koniec września:)
Buziaki:**
Luiza
poniedziałek, 2 września 2013
Marco, jak Ty pieknie fałszujesz
Ewa Piszczek z ociągnięciem postanowiła otworzyć drzwi.
-Tak? Słucham?- zapytała Piszczkowa
Kobieta zapatrzyła się w brunetkę i rzekła:
-Dzień dobry, jestem Ewa Wesołowska.
-Dzień dobry, w jakiej sprawie Pani przyszła?
Kobieta już miała otworzyć usta lecz w tle usłyszała płacz Sary.
-Przepraszam, muszę iść do córki. Ma Pani coś ważnego mi do przekazania?
-Nie, właściwie już nic. Proszę iść do dziecka.
Ewa zamknęła drzwi po czym poszła uspokoić Sarę, która nadal miała kolkę.
Kobieta stała pod posesją Piszczków i spoglądała w okno w którym widać było jak Piszczkowa nosiła małą na rękach.
-Kto to był?- zapytała Agata
-Dziwna kobieta jakaś. Przedstawiła się a jak usłyszała płacz Sary to stwierdziła, że jednak po nic ważnego nie przyszła.
***
Ann Kathrin była uszczęśliwiona, że Mario zgodził się aby Alice zamieszkała z nimi. Poszła więc do szpitala aby obwieścić to ciężarnej.
-Ale Ann....
-Nie ma ale, dziś wypisują Cię ze szpitala i zamieszkasz z nami. Koniec dyskusji.
-Ann posłuchaj. Za dużo dla mnie już zrobiłaś. Nie mogę przyjąć tej propozycji.
-Alice ale oczywiście, że możesz.
-Proszę Cię, mam swoje mieszkanie.
-Wiem, ale potrzebujesz opieki.
-Nie ma mowy! Nie jestem niepełnosprawna tylko w ciąży i jadę do siebie!- krzyknęła Alice po czym wyszła ze złością z sali.
-Zaczekaj!- zawołała Ann, lecz ciężarna już wsiadała do taksówki.
Zrezygnowana modelka wsiadła do samochodu i ruszyła w kierunku domu. Zamyśloną AK na światłach przywołał do porządku kierowca, gdyż zaczął trąbić gdy Ann nie jechała mimo iż, było zielone światło.
-Matko, gdzie Wam się tak spieszy?- powiedziała Ann sama do siebie.
Gdy dojechała do domu przywitał ją Gotze.
-Cześć. Gdzie jest....
-Nie pytaj- stwierdziła dziewczyna kierując się w stronę łazienki by wziąć prysznic.
-Ann, co jest?- mówił Mario stojąc pod drzwiami łazienki.
-Nic a co ma być?
-Dlaczego nie przywiozłaś Alice?
-Bo nie chciała- odrzekła Ann trącając drzwiami Mario.
Ann poszła w stronę kuchni by w końcu coś zjeść. Tak się zaangażowała w tą sprawę z Alice, ze nic nie jadła cały dzień.
Usiadła z Gotze'm do stołu i jedli nie rozmawiając o niczym. Po jakichś 5 minutach Mario nie wytrzymał:
-I co tak będziesz teraz milczeć cały czas?
-Idę się przejść.
-Ann! Nie zjadłaś nic!
-Nie jestem głodna, przepraszam.
Wyszła z domu, po 15 minutach Mario postanowił ją poszukać i znalazł ją nad rzeczką siedzącą na murku. Podszedł do niej od tyłu i położył brodę na jej ramieniu.
-Ann....Co jest?
-Nic
-No przecież widzę.
-No bo, no....ja przecież chciałam tylko dobrze. A ona się wkurzyła i powiedziała, że nie jest niepełnopsrawna.
-I tym się tak przejmujesz?
Ann spuściła głowę i wodziła wzrokiem za podążającym strumykiem.
-No, już dobrze- Gotze przytulił dziewczynę- Ale pamiętaj, że nie da się uszczęśliwić nikogo na siłę.
-No już...powiedz to swoje: A NIE MÓWIŁEM
-Nic takiego nie powiem ok? Chodź do domu, bo zimno.
***
Po wygranym meczu Marco Reus postanowił zrobić mega party u siebie. Gdy już wszyscy byli lekko podpici postanowili zorganizować karaoke. Na pierwszy rzut ruszył Reus i Gotze.
Po skończonym repertuarze Lily stwierdziła:
-Marco, jak Ty pięknie fałszujesz.
-Wcale nie!
-Wcale tak!
-Nie
-Tak
-Nie
-Tak
-Tak
-Nie
-Mam Cię- zaśmiał się Lily
-Osz Ty małpo. Nie dość, że rude to jeszcze wredne.- stwierdził Marco goniąc Lily po mieszkaniu.
Dorwał ją w sypialni.
-Tu się schowałaś. Teraz nie wyjdziesz- stwierdził Reus zbliżając się do dziewczyny.
-Odejdź ode mnie zboczeńcu!
Marco nie podzielał zdania Lily więc przywarł ciałem do niej całując ją po szyi.
-Przestań, proszę.
-Lils, ładnie pachniesz.- powiedział blondyn nie przerywając czynności.
Dziewczyna odchyliła głowę w bok przymykając oczy. Poczuła przyjemne dreszcze na całym ciele.
-Reus, nie zapomniałeś, ze gości zaprosiłeś i siedzą na dole?
-Dadzą sobie radę.
Lily pociągnęła za koszulkę Marco i wylądowali na łóżku. Dziewczyna usiadła okrakiem na blondynie o czym zaczęli się namiętnie całować.
---------------------------------------------------------
Pisany na szybko:)
Jednym okiem oglądałam Dlaczego ja a drugim okiem patrzyłam na kartkę i pisałam:D
Pozdrawiam
Julita:**
-Tak? Słucham?- zapytała Piszczkowa
Kobieta zapatrzyła się w brunetkę i rzekła:
-Dzień dobry, jestem Ewa Wesołowska.
-Dzień dobry, w jakiej sprawie Pani przyszła?
Kobieta już miała otworzyć usta lecz w tle usłyszała płacz Sary.
-Przepraszam, muszę iść do córki. Ma Pani coś ważnego mi do przekazania?
-Nie, właściwie już nic. Proszę iść do dziecka.
Ewa zamknęła drzwi po czym poszła uspokoić Sarę, która nadal miała kolkę.
Kobieta stała pod posesją Piszczków i spoglądała w okno w którym widać było jak Piszczkowa nosiła małą na rękach.
-Kto to był?- zapytała Agata
-Dziwna kobieta jakaś. Przedstawiła się a jak usłyszała płacz Sary to stwierdziła, że jednak po nic ważnego nie przyszła.
***
Ann Kathrin była uszczęśliwiona, że Mario zgodził się aby Alice zamieszkała z nimi. Poszła więc do szpitala aby obwieścić to ciężarnej.
-Ale Ann....
-Nie ma ale, dziś wypisują Cię ze szpitala i zamieszkasz z nami. Koniec dyskusji.
-Ann posłuchaj. Za dużo dla mnie już zrobiłaś. Nie mogę przyjąć tej propozycji.
-Alice ale oczywiście, że możesz.
-Proszę Cię, mam swoje mieszkanie.
-Wiem, ale potrzebujesz opieki.
-Nie ma mowy! Nie jestem niepełnosprawna tylko w ciąży i jadę do siebie!- krzyknęła Alice po czym wyszła ze złością z sali.
-Zaczekaj!- zawołała Ann, lecz ciężarna już wsiadała do taksówki.
Zrezygnowana modelka wsiadła do samochodu i ruszyła w kierunku domu. Zamyśloną AK na światłach przywołał do porządku kierowca, gdyż zaczął trąbić gdy Ann nie jechała mimo iż, było zielone światło.
-Matko, gdzie Wam się tak spieszy?- powiedziała Ann sama do siebie.
Gdy dojechała do domu przywitał ją Gotze.
-Cześć. Gdzie jest....
-Nie pytaj- stwierdziła dziewczyna kierując się w stronę łazienki by wziąć prysznic.
-Ann, co jest?- mówił Mario stojąc pod drzwiami łazienki.
-Nic a co ma być?
-Dlaczego nie przywiozłaś Alice?
-Bo nie chciała- odrzekła Ann trącając drzwiami Mario.
Ann poszła w stronę kuchni by w końcu coś zjeść. Tak się zaangażowała w tą sprawę z Alice, ze nic nie jadła cały dzień.
Usiadła z Gotze'm do stołu i jedli nie rozmawiając o niczym. Po jakichś 5 minutach Mario nie wytrzymał:
-I co tak będziesz teraz milczeć cały czas?
-Idę się przejść.
-Ann! Nie zjadłaś nic!
-Nie jestem głodna, przepraszam.
Wyszła z domu, po 15 minutach Mario postanowił ją poszukać i znalazł ją nad rzeczką siedzącą na murku. Podszedł do niej od tyłu i położył brodę na jej ramieniu.
-Ann....Co jest?
-Nic
-No przecież widzę.
-No bo, no....ja przecież chciałam tylko dobrze. A ona się wkurzyła i powiedziała, że nie jest niepełnopsrawna.
-I tym się tak przejmujesz?
Ann spuściła głowę i wodziła wzrokiem za podążającym strumykiem.
-No, już dobrze- Gotze przytulił dziewczynę- Ale pamiętaj, że nie da się uszczęśliwić nikogo na siłę.
-No już...powiedz to swoje: A NIE MÓWIŁEM
-Nic takiego nie powiem ok? Chodź do domu, bo zimno.
***
Po wygranym meczu Marco Reus postanowił zrobić mega party u siebie. Gdy już wszyscy byli lekko podpici postanowili zorganizować karaoke. Na pierwszy rzut ruszył Reus i Gotze.
Po skończonym repertuarze Lily stwierdziła:
-Marco, jak Ty pięknie fałszujesz.
-Wcale nie!
-Wcale tak!
-Nie
-Tak
-Nie
-Tak
-Tak
-Nie
-Mam Cię- zaśmiał się Lily
-Osz Ty małpo. Nie dość, że rude to jeszcze wredne.- stwierdził Marco goniąc Lily po mieszkaniu.
Dorwał ją w sypialni.
-Tu się schowałaś. Teraz nie wyjdziesz- stwierdził Reus zbliżając się do dziewczyny.
-Odejdź ode mnie zboczeńcu!
Marco nie podzielał zdania Lily więc przywarł ciałem do niej całując ją po szyi.
-Przestań, proszę.
-Lils, ładnie pachniesz.- powiedział blondyn nie przerywając czynności.
Dziewczyna odchyliła głowę w bok przymykając oczy. Poczuła przyjemne dreszcze na całym ciele.
-Reus, nie zapomniałeś, ze gości zaprosiłeś i siedzą na dole?
-Dadzą sobie radę.
Lily pociągnęła za koszulkę Marco i wylądowali na łóżku. Dziewczyna usiadła okrakiem na blondynie o czym zaczęli się namiętnie całować.
---------------------------------------------------------
Pisany na szybko:)
Jednym okiem oglądałam Dlaczego ja a drugim okiem patrzyłam na kartkę i pisałam:D
Pozdrawiam
Julita:**
czwartek, 29 sierpnia 2013
Kawa+ naleśniki
Ann Kathrin obładowana zakupami skierowała się do szpitala.
-O, już nie śpisz- rzekła Ann po ujrzeniu Alice. -Przyniosłam Ci trochę owoców.
-Trochę?- zapytała dziewczyna- Wykupiłaś chyba pół sklepu.
-Oj tam , może troche przesadziłam ale przecież musisz teraz jeść za dwóch.
-Dziękuję Ann. Nie wiem co by się stało gdybyś wtedy nie przyszła- rozpłakała się
-Ej, no nie płacz. Już po wszystkim- oznajmiła Ann przytulając Alice
Przyszła mama była kłębkiem nerwów, więc gdy zasnęła Ann postanowiła porozmawiać z lekarzem.
-Panie doktorze, co z nią?
-Pacjentka ostatnio żyła w ciągłym stresie, teraz powinna odpoczywać. Jutro ją wypiszemy ale na prawdę nie powinna się przemęczać.
-Wiem panie doktorze. Nie jestem z rodziny ale zadbam o to.
Ann postanowiła porozmawiać z Mario i to dość poważnie na temat ciężarnej.
-Mario, gdzie jesteś?- zapytała AK wchodząc do domu.
-W kuchni!
-No tak, a gdzie indziej możesz być żarłoku.
-Mówiłaś coś? zapytał brunet
-Słuchaj, musimy poważnie porozmawiać.
-O matko, jesteś w ciąży!
-Nie! Ogarnij się! Słuchaj jak do Ciebie mówię.
-Więc?
-No ta Alice, co Ci o niej opowiadałam to ona nie może się przemęczać i dobra ja wiem...Ty mi powiesz, że w ogóle jej nie znam i tak dalej ale musimy jej pomóc. Ona jest w ciąży.
-Chcesz, żeby z nami zamieszkała tak?
-Tylko do końca ciąży. Gotze no!
-Ann, posłuchaj. Nie pochwalam tego, bo tak jak powiedziałaś nie znamy jej ale skoro chcesz.
-Dziękuje, dziekuję.
***
Z małą Sarą bylo coraz lepiej. Co wieczór miewała kolki. Ale Piszczkowie już wiedzieli, ze herbatka koperkowa i masowanie brzuszka pomaga. Ewa z samego rana krzątała się po kuchni. Łukasz miał wyjazd z Dortmundczykami do Berlina i jak zwykle pakował się na ostatnią chwilę.
Piszczek już miał wychodzić gdy Ewa zaczęła się pokładać ze śmiechu.
-Coś Ci jest?- zapytał Piszczek
-Nie zapomniałeś czegoś?
Piszczu intensywnie myśląc nie mógł sobie przypomnieć czegóż by tu zapomniał.
-Nie myśl tyle, bo Ci się mózg zgrzeje.
-Bardzo śmieszne.
-W tych gaciach chcesz jechać co masz na sobie?- zapytała brunetka
Piszczu spojrzał na swoje nogi na których leżały bokserki w przeróżne wzory.
-Kurczę, spodnie.
Po pięciu minutach w ekspresowym tempie Łukasz Piszczek był gotowy do wyjścia.
-No teraz lepiej ale ejj na pew o już wszystko?
Łukasz z obawą spojrzał na swoje stopy czy aby nie wyruszył w domowych kapciach, ale wszystko było w jak najlepszym porządku.
-A tu?- pokazała Ewa na swój policzek
-To mów, że na amory Ci się zebrało a nie- stwierdził Łukasz przyciągając do siebie Ewę i całując ją w usta.
-Dobra, jedź już.
-Kobiety- odrzekł Łukasz otwierajac samochód.
"AGATA MOZESZ WBIJAĆ"
Takiego smsa Ewa wysłała do Błaszczykowskiej.
-Rany. Myślałam, ze nigdy nie napiszesz- stwierdziła Agata zjawiając się już u Piszczkowej.
-Przepraszam, Łukasz ślimaczył się jak mucha w smole.
-Dobra wyciągaj kieliszki, mam to- Agata wyciągnęła moczniejszy trunek.
-Się robi- rzekła uradowana Ewa.
Wystarczyla jedna butelka, zeby dziewczyny się upiły. Zarówno jedna jak i druga miała słabą głowę. Śmiały się bez powodu. Konwersację przerwał im dzwonek do drzwi.
***
Lily przeciągając się w łóżku obudziła się w doskonałym humorze. Zeszła na dół by napić się wody i ujrzała śpiacego na kanapie Reusa. Blondyn spał w dość dziwacznej pozycji. Postanowiła zrobić mu zdjęcie.
-Co robisz?- zapytał
-O sorry. Myślałam, ze śpisz.
-Żartujesz? Na tym czymś?
-Ejj, nie obrażaj mojej kanapy- rzekła Lily udajac sie do kuchni.
Reus pognał za nią.
-Lilka, przytul mnie- Marco rozłożył szeroko ręce.
-A co Ty jesteś małe dziecko?
Blondyn postanowił udać obrażonego:
-Wiesz co? Człowiem sie tu stara, śpi na jakimś niewygodnym tapczanie a Ty mi jeszcze...
-No dobra już, już....Lily uścisnęła Marco.....- Ejj bo mnie udusisz.
-Może będziesz w końcu milsza.
-Przegiąłeś. A już chciałam Ci zrobić to o czym marzysz.
-Taaak? zapytał Reus zalotnie poruszajac brwiami.
-Tak
-Lily! No weź- Marco upadł na kolana przyczepiajac się do nogi rudowłosej.
-No przestań. Zostaw moja nogę.
-Zrobisz?
-Zrobię.
-No to czekam- blondyn oparł się o kuchenkę zamykając oczy i składajac usta do pocałunku.
Lily zarzuciła Reusowi ręce na szyję i szepneła do ucha:
-Zrobię Ci to o czym marzysz czyli kawa z naleśnikami powinna być za dwadzieścia minut. Idź się ubierz zboczeńcu...
--------------------------------------------
Pisane na szybko gdyż niedługo wybieram się na wesele i nie mam ogarniętej jeszcze kreacji:)
Mam nadzieję, ze się podoba:)
Buziaki:**
Luiza:)
-O, już nie śpisz- rzekła Ann po ujrzeniu Alice. -Przyniosłam Ci trochę owoców.
-Trochę?- zapytała dziewczyna- Wykupiłaś chyba pół sklepu.
-Oj tam , może troche przesadziłam ale przecież musisz teraz jeść za dwóch.
-Dziękuję Ann. Nie wiem co by się stało gdybyś wtedy nie przyszła- rozpłakała się
-Ej, no nie płacz. Już po wszystkim- oznajmiła Ann przytulając Alice
Przyszła mama była kłębkiem nerwów, więc gdy zasnęła Ann postanowiła porozmawiać z lekarzem.
-Panie doktorze, co z nią?
-Pacjentka ostatnio żyła w ciągłym stresie, teraz powinna odpoczywać. Jutro ją wypiszemy ale na prawdę nie powinna się przemęczać.
-Wiem panie doktorze. Nie jestem z rodziny ale zadbam o to.
Ann postanowiła porozmawiać z Mario i to dość poważnie na temat ciężarnej.
-Mario, gdzie jesteś?- zapytała AK wchodząc do domu.
-W kuchni!
-No tak, a gdzie indziej możesz być żarłoku.
-Mówiłaś coś? zapytał brunet
-Słuchaj, musimy poważnie porozmawiać.
-O matko, jesteś w ciąży!
-Nie! Ogarnij się! Słuchaj jak do Ciebie mówię.
-Więc?
-No ta Alice, co Ci o niej opowiadałam to ona nie może się przemęczać i dobra ja wiem...Ty mi powiesz, że w ogóle jej nie znam i tak dalej ale musimy jej pomóc. Ona jest w ciąży.
-Chcesz, żeby z nami zamieszkała tak?
-Tylko do końca ciąży. Gotze no!
-Ann, posłuchaj. Nie pochwalam tego, bo tak jak powiedziałaś nie znamy jej ale skoro chcesz.
-Dziękuje, dziekuję.
***
Z małą Sarą bylo coraz lepiej. Co wieczór miewała kolki. Ale Piszczkowie już wiedzieli, ze herbatka koperkowa i masowanie brzuszka pomaga. Ewa z samego rana krzątała się po kuchni. Łukasz miał wyjazd z Dortmundczykami do Berlina i jak zwykle pakował się na ostatnią chwilę.
Piszczek już miał wychodzić gdy Ewa zaczęła się pokładać ze śmiechu.
-Coś Ci jest?- zapytał Piszczek
-Nie zapomniałeś czegoś?
Piszczu intensywnie myśląc nie mógł sobie przypomnieć czegóż by tu zapomniał.
-Nie myśl tyle, bo Ci się mózg zgrzeje.
-Bardzo śmieszne.
-W tych gaciach chcesz jechać co masz na sobie?- zapytała brunetka
Piszczu spojrzał na swoje nogi na których leżały bokserki w przeróżne wzory.
-Kurczę, spodnie.
Po pięciu minutach w ekspresowym tempie Łukasz Piszczek był gotowy do wyjścia.
-No teraz lepiej ale ejj na pew o już wszystko?
Łukasz z obawą spojrzał na swoje stopy czy aby nie wyruszył w domowych kapciach, ale wszystko było w jak najlepszym porządku.
-A tu?- pokazała Ewa na swój policzek
-To mów, że na amory Ci się zebrało a nie- stwierdził Łukasz przyciągając do siebie Ewę i całując ją w usta.
-Dobra, jedź już.
-Kobiety- odrzekł Łukasz otwierajac samochód.
"AGATA MOZESZ WBIJAĆ"
Takiego smsa Ewa wysłała do Błaszczykowskiej.
-Rany. Myślałam, ze nigdy nie napiszesz- stwierdziła Agata zjawiając się już u Piszczkowej.
-Przepraszam, Łukasz ślimaczył się jak mucha w smole.
-Dobra wyciągaj kieliszki, mam to- Agata wyciągnęła moczniejszy trunek.
-Się robi- rzekła uradowana Ewa.
Wystarczyla jedna butelka, zeby dziewczyny się upiły. Zarówno jedna jak i druga miała słabą głowę. Śmiały się bez powodu. Konwersację przerwał im dzwonek do drzwi.
***
Lily przeciągając się w łóżku obudziła się w doskonałym humorze. Zeszła na dół by napić się wody i ujrzała śpiacego na kanapie Reusa. Blondyn spał w dość dziwacznej pozycji. Postanowiła zrobić mu zdjęcie.
-Co robisz?- zapytał
-O sorry. Myślałam, ze śpisz.
-Żartujesz? Na tym czymś?
-Ejj, nie obrażaj mojej kanapy- rzekła Lily udajac sie do kuchni.
Reus pognał za nią.
-Lilka, przytul mnie- Marco rozłożył szeroko ręce.
-A co Ty jesteś małe dziecko?
Blondyn postanowił udać obrażonego:
-Wiesz co? Człowiem sie tu stara, śpi na jakimś niewygodnym tapczanie a Ty mi jeszcze...
-No dobra już, już....Lily uścisnęła Marco.....- Ejj bo mnie udusisz.
-Może będziesz w końcu milsza.
-Przegiąłeś. A już chciałam Ci zrobić to o czym marzysz.
-Taaak? zapytał Reus zalotnie poruszajac brwiami.
-Tak
-Lily! No weź- Marco upadł na kolana przyczepiajac się do nogi rudowłosej.
-No przestań. Zostaw moja nogę.
-Zrobisz?
-Zrobię.
-No to czekam- blondyn oparł się o kuchenkę zamykając oczy i składajac usta do pocałunku.
Lily zarzuciła Reusowi ręce na szyję i szepneła do ucha:
-Zrobię Ci to o czym marzysz czyli kawa z naleśnikami powinna być za dwadzieścia minut. Idź się ubierz zboczeńcu...
--------------------------------------------
Pisane na szybko gdyż niedługo wybieram się na wesele i nie mam ogarniętej jeszcze kreacji:)
Mam nadzieję, ze się podoba:)
Buziaki:**
Luiza:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)